-
Podstarości zasnął w Panu.
Wystarczyło mgnienie oka, by zrozumiał,
jak mylne były jego rachuby! Twarz Cecylii stężała, zbladła, wpółotwarte usta,
wykrzywiły się, jak do płaczu.
- Coś rzekł?!
- Kasztelanic Stanisław może już wracać
do Turowa, miecznikową się usunie z Grodu Orłowego, a kufer matki
podstarościego przechodzi na Jandźwiłłów! – Strasz tłumaczył się ze swej
radości, jednocześnie jakby szukając usprawiedliwienia.
- On… Nie żyje?!!! – wybąkała
kasztelanka, jakby ciągle nie rozumiała.
- Wasz ojciec od dawna tego pragnął.
Podstarości stał się zbyt niezależny, ostatnio był wręcz wrogiem domu
Jandźwiłłów. W ten sposób osłabimy też miecznikową, już nie będzie nam
bruździć.
- Zabiłeś go?! Morderco!!! - wyszeptała nieswoim, chrypliwym głosem.
Strasz złapał kasztelankę za przegub
dłoni, spojrzał jej twardo w oczy i cicho rzekł:
- Podstarości zginął w bitwie. Nikt mu
nie kazał z konfederatami się bratać. A wy, pani, zachowajcie spokój, boście
panią Lange i nie godzi się, abyście po Hadziewiczu rozpaczali!
Ona go jednak nie słuchała. Wyrwawszy
rękę z uścisku, pobiegła przed siebie korytarzem, a on, rozdrażniony
nieoczekiwanym obrotem sprawy, zaklął siarczyście i ruszył do kancelarii.
Niedługo później tupot pojedynczego konia na moście zwodzonym uświadomił mu, że
Cecylia pojechała do lasu płakać po Kacprze Hadziewiczu.
- Tym lepiej! – rzekł, zacierając ręce.
– Dwie pieczenie upiekliśmy przy jednym ogniu.
Cecylia rzeczywiście gnała na oślep,
płacząc i krzycząc. Dopiero wieść o śmierci Kapcra uświadomiła jej, że tylko
jego naprawdę kochała. Przypominała
sobie, jak razem wzrastali na dworze, często się przekomarzając. Jak robili
sobie rozmaite psikusy, jak po jej ślubie dość długo się nie widzieli i jak
wreszcie wybuchła między nimi nieokiełznana namiętność. Gdyby nie miecznikowa,
pewnie nadal byliby szczęśliwi. Tak wielu rzeczy nie zdążyła mu tego
powiedzieć! Pomyśleć, że już nigdy go nie zobaczy! Aż do dziś nie zdawała sobie
sprawy z tego, jak był ważny w jej życiu. Zmęczona, wreszcie zatrzymała konia. Szczęśliwa miecznikowa, został jej
przynajmniej jego dwór, pamiątki po Kacprze, jego konie, psy, służba, która go
kochała. Ciekawe, gdzie jest ten sługa, Witek? Czy on też zginął? Może mógłby opowiedzieć
o ostatnich chwilach Kacpra? Może umierając podstarości coś powiedział? Wydał
jakieś dyspozycje? Może choćby wspomniał? Trzeba zawiadomić miecznikową! Strasz
będzie z tym zwlekał, ale przecież ktoś powinien pojechać po ciało! Nie godzi
się, żeby podstarości winnicki został pochowany gdzie bądź, pod przydrożną
brzózką! Dojechawszy do krzyżówek, roztrzęsiona, Cecylia zatrzymała się,
rozejrzała i ruszyła na Gród Orłowy.
„Będę posłem złej nowiny, miecznikowa
mnie znienawidzi. Trudno, trzeba działać! Nie ma czasu do stracenia!” –
pomyślała, spinając konia i pędząc co tchu.
Na dziedzińcu dworu w Grodzie Orłowym
kilkunastu chłopów ćwiczyło z bronią. Niektórzy wydawali się Cecylii znajomi.
Kettler rzucił jej niepewne spojrzenie, ale nawet się przy nim nie zatrzymała.
We dworze szykowano się właśnie do obiadu. Miecznikowa zobaczywszy
rozgorączkowaną Cecylię uniosła brwi i zamarła wyczekująco.
- Pani, wysłuchaj mnie! – poprosiła
kasztelanka.
- Zapraszam! – miecznikowa wskazała
drzwi do kancelarii. – Spocznijcie, bardzoście zdrożona – Zofia rzekła chłodno,
gdy znalazły się w środku.
- Nie oceniajcie mnie teraz, wielem wam
zawiniła, a dziś przynoszę złą nowinę. Zechcijcie jednak zrozumieć.
Zofia usiadła. Opuściła głowę i nie
podnosząc na nią wzroku, wyszeptała:
- Co mu się stało?...
- Zginął w bitwie. Przynieśli właśnie
wiadomość.
- Kto?
- Sługa.
- Jaki sługa? Dlaczego do zamku, a nie
tutaj?
Dopiero teraz Cecylia zrozumiała, że za
bardzo się pośpieszyła.
- Gdzie ten sługa? Jak go zwą? –
dopytywała się Zofia.
- Musicie zapytać Strasza.
- Nie zamierzam jechać na zamek po
takie wiadomości. Boję się usłyszeć coś, czego bym nie chciała – lodowatym
tonem wyszeptała Zofia.
- Ale trzeba jechać po ciało! Kacper
nie może zostać pochowany w polu! Zrozumcie!
- Nigdzie się stąd nie ruszę, póki nie
dostanę oficjalnego zawiadomienia.
- Myślicie, że chcę was wywabić ze
dworu? Co za bzdura, ja go kochałam! Rozumiecie?! Kochałam! Całym sercem! I on
mnie kochał! Nie chcecie jechać po ciało, trudno, sama pojadę! A wy sobie
siedźcie tu, w jego dworze!
Cecylia wybiegła na dziedziniec, a
Zofia stała bez ruchu. Do kancelarii weszła pani Salomea:
- Czego chciała?
- Przyniosła wiadomość, że Kacper nie
żyje. Ponoć zginął w bitwie – mówiła z trudnym do zrozumienia, lodowatym
spokojem.
- Jak to możliwe? Nicem złego nie
śniła… – szepnęła cześnikowa i przeżegnała się wstrząśnięta.
- Tyle szczęścia zaznałam, co w
marzeniach i znów kir wdziać mi przychodzi – wyszeptała Zofia. – Ale tego nie
zrobię, matko, bom jest przy nadziei.
Odliczam dni do premiery. Zaczęłam czytać Twoje książki Małgosiu od pierwszej części "Fortuny i Namiętności. Klątwa". Nie mogłam się od niej oderwać. Czekam na "Zemstę" jak na nagrodę. Już niedługo.
OdpowiedzUsuńZachecajacy fragment. mam nadzieję, że Strasz nie mówił prawdy. Czekam cierpliwie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Kacper, jako "w czepku urodzony", wywinie się babie z kosą :)
OdpowiedzUsuńJest na to szansa ;-)
UsuńTak długo czekam na Zemste, ze juz zapomnialam co dzialo sie w Klatwie.....
OdpowiedzUsuń