Małgorzata Gutowska-Adamczyk i Wydawnictwo Nasza Księgarnia zapraszają do lektury!

Wśród książek Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk znajdziecie powieści obyczajowe, historyczne, groteskę, powieść autobiograficzną. Zapraszamy do lektury!



niedziela, 15 maja 2016

Od poniedziałku spotkania Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk na Podkarpaciu!


16 maja 2016
godz.13:00, BP w Woli Mieleckiej
godz. 17:30 MBP w Mielcu







17 maja 2016

godz. 13:00 MiGBP w Tyczynie

godz. 17:00 MiGBP w Ropczycach





18 maja 2016
godz. 10:00 BP w Jodłowej
godz. 17:00 MiPBP w Dębicy

19 maja 2016
GBP w Libuszy 11:00 spotkanie dla młodzieży; 16:00 spotkanie dla dorosłych.

Na wszystkie spotkania serdecznie zapraszamy!
Dział Promocji!










wtorek, 3 maja 2016

Już wkrótce drugi tom "Fortuny i namiętności. Zemsta"!

Z tej okazji polecamy odświeżenie lektury tomu pierwszego i zachęcamy do przeczytania fragmentu przygotowywanej w naszym wydawnictwie kontynuacji!


Fot. Agnieszka Bohdanowicz


Miecznikowej po drodze nie spotkaliście? A może jakieś was słuchy o niej doszły? – spytał podstarości, wpatrując się w podłogę.
– Szmul z nią blisko i powiada, że ponoć Złoty Most odbudowała, na gołej ziemi sypiając, alem tego nie sprawdzał, bo mi wstyd za waszmości i na szwank się narazić nie chcę. Jam też winien, że się sama boryka ze wszystkim, a dobra to dusza, więc mnie we wątpiach pali, że jej usłużyć nie mogę.
– Więc wyślijcie swaty! – wyniośle prychnął Hadziewicz.
– Może myślisz, żem do tego niezdolny?! – obruszył się pan Żaba. – Piękna to niewiasta i szacunku godna, ale też lepszego potrzeba jej męża niźli ja, stary niedołęga.
Kacper westchnął.
– Nie sądź – kontynuował podstoli – że o tobie myślę. Nie, kiedym cię wspomniał w rozmowie, to się miecznikowa tak rzuciła, jakby ją kto żelazem przypalił. Gdyby nie dobre wychowanie, toby mnie pewnie ze dworu wyprosiła. Widać, żeś jej niemiły bardzo i ja tu rady żadnej znajdować się nie poważę. Pora sobie powiedzieć wprost: z tej mąki chleba nie będzie. Już prędzej ona swą rękę któremu z Szuksztów odda.
– Który tylko spróbuje słać swaty, długo nie pożyje, bo najpierw ze mną będzie miał do czynienia! – żachnął się podstarości.
– No patrzcie go! – Pan Żaba tak mocno odstawił kielich, aż miód trysnął na stół. – Ty pierwszy, mój podstarości, się nie ośmielisz do spraw miecznikowej mieszać. Zabraniam ci raz na zawsze! Wszystko szło dobrze, byliście po słowie, pierścień od ciebie przyjęła i do łoża cię swego dopuściła, nie dbając o reputację. Trza być rozumu pozbawionym, by mając to wszystko, odwracać się ku kasztelance! I teraz twoje dziecię kto inny będzie piastował… – Westchnął przesadnie.
– Ubiję jak psa!
– Kogo?!
– Każdego, kto stanie na mojej drodze!
– Ot, durnyś, mój podstarości, durny! Ty nikogo nie ważysz się ubić, bo tylko złość jeszcze większą ku sobie wywołasz, co na stryczek cię powieść może prostą drogą.
– To cóż robić, aby miecznikową ku sobie obrócić? Radźcie! – Hadziewicz już nie udawał obojętnego, widać, że bolesną mu zadrą w sercu tkwił ów konflikt z Zofią.
– Niewiele możecie uczynić, by jej gniew oddalić.
– Jakąś jednak nadzieję widzicie? Radźcie zatem, co uczynić, by znów mi przychylną była, by dziecięcia, co jak mówicie, moim jest, kto obcy nie wychowywał, by znów między nami harmonia zapanowała.
– Trudna to rada, ale zda mi się jedyną.
– W słuch się zamieniam, co czynić?
– Zginąć.
Kacper zawisł spojrzeniem na twarzy pana Żaby. Przez chwilę milczał, a potem zaczął się śmiać tak głośno i donośnie, jak mu się nie zdarzyło od dawna. Nadal rechocąc, wstał, uderzył się dłonią po udzie i chodził po świetlicy, wybuchając raz po raz to tubalnym, to znów piskliwym śmiechem.
– Zginąć, powiadacie? – odezwał się wreszcie. – Czyli życie oddać? No cóż, fraszka to dla takiego jak ja, co ginął ostatnimi czasy dwukrotnie. Tylko na pozór czy prawdziwie? Za jakąś sprawę czy bez żadnej przyczyny? U siebie, w Turowie, a może w Winnicy na rynku dać się spalić? Jako niewinny czy też grzechem śmiertelnym obarczon? W zdrowiu czy chorobie? Samotnie czy towarzystwo ze sobą na tamten świat zabierając? Widzicie, że nie takie to proste, jakby się z pozoru wydawało.
Pan Żaba patrzył na przyjaciela z troską. Widać było, że nie pojął rady, skoro w żart ją natychmiast obrócił.

– Chcę powiedzieć, że powrotu do łaski miecznikowej żadnego nie masz, panie podstarości – rzekł smutno. – Zbytnioś jej zaufania nadużył, by jakiekolwiek dobre uczucia ku tobie zachowała. Długom siedział ze Szmulem przy piwie i na wszelkie sposoby rozważaliśmy, jaką by dla ciebie radę znaleźć, ale nie masz nijakiej. Zofia już twoja nie będzie – dodał i patrzył, jak Hadziewicz w bezsilnym bólu rzuca się od ściany do ściany niczym zwierz w klatce. Wreszcie oparł dłoń na framudze i bił głową w mur, jakby rzeczywiście śmierć zamierzał sobie zadać, aż serce zabolało pana Żabę, że patrzeć na to musi. Wstał więc, otrzepał suknie i chrząknął. – Cóż, pora na mnie. Wybaczcie, żem z takimi nowinami przybył. Odpuśćcie myśli o miecznikowej. Może wam, jako i mnie, niepisane rodzinę założyć? Być dobrym patriotą, gospodarzem i sąsiadem to całkiem pięknie i Bóg to będzie miał na uwadze, kiedy przed nim staniem.