Małgorzata Gutowska-Adamczyk i Wydawnictwo Nasza Księgarnia zapraszają do lektury!

Wśród książek Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk znajdziecie powieści obyczajowe, historyczne, groteskę, powieść autobiograficzną. Zapraszamy do lektury!



Pokazywanie postów oznaczonych etykietą "Fortuna i namiętności. Zemsta". Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą "Fortuna i namiętności. Zemsta". Pokaż wszystkie posty

środa, 10 sierpnia 2016

Zapraszamy do przeczytania kolejnego fragmentu "Zemsty"



 - Żeśmy to ksiąg lepiej nie przygotowali! – złościł się kasztelan, gdy po przysiędze został w swym powozie sam na sam ze Straszem. – Nie byliśmy dość przewidujący!
            - Co macie na myśli, panie?
           - Skoro już przepisywaliśmy księgi według naszego uznania, to trzeba było pozostawić tam jedynie tych, co do których mieliśmy pewność, że do przysięgi przystąpią. Jak o nas świadczy nieobecność tylu obywateli? Już tam Kondyriew raport złoży, komu trzeba, a jak łask królewskich przyjdzie się dopraszać, to nasze szanse będą mizerne. Pisarzowi niech dwadzieścia batów wymierzą.
            - Pisarzowi? – zdumiał się sekretarz. 
          - Słyszałeś. Tylko gdzieś w lochu, żeby się nie darł i gości nie straszył. Powiedzże, Strasz, o co im chodzi?
            - Komu, panie?
        - Tym wszystkim, którzy dziś nie przyszli do ratusza. Nie zjawiło się kilkunastu szlachty z powiatu, znanych i szanowanych nazwisk! To oznacza nie tylko brak subordynacji, ale zapowiada rychły bunt! Bunt, z którym trzeba się będzie zmierzyć!  
     - Po Litwie krąży widmo konfederacji, która się ponoć zawiązała i ich zaślepiła. Roją o Leszczyńskim, który cuda baje. Widzi mi się, że tam poszli ci, którzy chcą zmiany. O tośmy przecież przed elekcją walczyli, do tego namawiali.
            - Nie mów mi, com robił, bo wiem to lepiej od ciebie! Ale jakiej zmiany? Mają zmianę: królował August II, teraz mamy Augusta III! Naród potrzebuje przede wszystkim  spokoju. Należy się pogodzić z sytuacją i możliwe korzyści z niej czerpać. Czas porzucić mrzonki o królu-Piaście.
            - Kasztelanowi nie muszę tłumaczyć, że się rozchodzi nie o króla, ale o reformy. Tych poprzedni król zaniechał, a narodowi się zdają potrzebne.
        - Skąd pewność, że nowy król je przeprowadzi? Zresztą jeszcze tak nie było, żeby reformy co dobrego przyniosły! Im mniej zmian, tym lepiej. A najlepiej zdaje mi się było za Złotego Wieku. Od tamtej pory kraj tylko karleje. Żebyśmy to musieli takiego Kondyriewa znosić, na zamku go przyjmować, jak gościa najważniejszego, kłaniać się, mizdrzyć! Czyja to wina? Gdzie król? Gdzie regimentarz?
            - Kraj rozbity, podzielony na dwoje, dwóch królów, a jakby żadnego nie było – przytaknął sekretarz.
         - Jak już który przyjdzie i zacznie swoje rządy, zawsze podatki podnosi i jęcz tylko a płać! A podatki płacić, to jakby złoto do dziurawego worka wrzucał. Choćby i skórę zdarli, nigdy nie nastarczy. Czy to ja wiem, na co moje pieniądze obrócone zostaną?
            - Skarb pono pusty, wojska nie ma za co utrzymać, drogi nędzne, miasta mus rozwijać, bo rzemiosło po ostatniej wojnie jeszcze się nie podniosło.
            - Piękne słowa, gładkie i słuszne, ale kiedy już moje grosze do kasy królewskiej wpadną, to nijak nie zmiarkujesz, co się z nimi stało i czy one na drogi, na wojsko czy na nowe obrazy do drezdeńskiej galerii króla jegomości zostały przeznaczone albo i na co innego.
            - Ale wszak kasztelan od lat nic do królewskiej kasy nie dorzucił!
            - Bo rozum mam! Gdybym tak rozdawał na prawo i lewo, jakby ten zamek, jakby kasztelańska szkatuła wyglądały?! Już dawno niczym owe dziady proszalne byśmy pod kościołem winnickim siedzieć musieli. Kiedy funkcję sprawujesz, nabywasz godności i do tej godności musisz mieć odpowiedni splendor, bo inaczej następuje funkcji umniejszenie. A funkcji umniejszenie, to jakby umniejszenie wielkości Rzeczpospolitej, której tu w terenie my jesteśmy strażnikami. Ergo…
     - Ergo: płacenie podatków do szkody Rzeczpospolitej przyczynia się – wykoncypował Strasz.   
            - Lepiej niech w naszej szkatule te grosze zostaną! Już my będziemy wiedzieli, na co je najpotrzebniejszego obrócić. A co do konfederacji, to ja, jako kasztelan, nie zamierzam w niej uczestniczyć, ani sił konfederackich swoim wojskiem wspierać. No, chyba żeby Moskiewskich pobili, ale na to się raczej nie zanosi.
            - Żeby zmienić front zawsze jeszcze czas się znajdzie.  
            - I ja tak mniemam.
            - Wszystko do święconego  przygotowane?
            - Szambelan twierdzi, że tak.
       - Chcę, żeby było suto, wystawnie, ten Moskwicin ma oniemieć z wrażenia na widok stołu. Wtedy może zapomni, jakiejśmy dziś klęski doznali. I jeszcze jedno… Miecznikową mus przeciągnąć na naszą stronę! Uda się z nią, uda się z innymi.
           

Dział Promocji            


czwartek, 28 lipca 2016

Trwa nagranie audiobooka "Fortuny i namiętności".

Głosu powieści użyczy aktor Teatru Polskiego w Warszawie - Fabian Kocięcki. 




Tymczasem możecie posłuchać kilku fragmentów nagranych przez Wojciecha Adamczyka:

Fragment 1

Fragment 2

Fragment 3

Fragment 4

Fragment 5

Fragment 6

Miłych wrażeń życzy Dział promocji!

niedziela, 10 lipca 2016

"Fortuna i namiętności. Zemsta" - fragment przedpremierowy

Dla wszystkich, którzy z niecierpliwością czekają na drugi tom oraz dla tych, którzy nie znają jeszcze tomu pierwszego "Fortuny i namiętności" polecamy lekturę przedpremierowego fragmentu "Zemsty".



- Podstarości zasnął w Panu.
         Wystarczyło mgnienie oka, by zrozumiał, jak mylne były jego rachuby! Twarz Cecylii stężała, zbladła, wpółotwarte usta, wykrzywiły się, jak do płaczu.
           - Coś rzekł?!
         - Kasztelanic Stanisław może już wracać do Turowa, miecznikową się usunie z Grodu Orłowego, a kufer matki podstarościego przechodzi na Jandźwiłłów! – Strasz tłumaczył się ze swej radości, jednocześnie jakby szukając usprawiedliwienia.
             - On… Nie żyje?!!! – wybąkała kasztelanka, jakby ciągle nie rozumiała.
         - Wasz ojciec od dawna tego pragnął. Podstarości stał się zbyt niezależny, ostatnio był wręcz wrogiem domu Jandźwiłłów. W ten sposób osłabimy też miecznikową, już nie będzie nam bruździć.
         - Zabiłeś go?! Morderco!!! -  wyszeptała nieswoim, chrypliwym głosem.
         Strasz złapał kasztelankę za przegub dłoni, spojrzał jej twardo w oczy i cicho rzekł:
         - Podstarości zginął w bitwie. Nikt mu nie kazał z konfederatami się bratać. A wy, pani, zachowajcie spokój, boście panią Lange i nie godzi się, abyście po Hadziewiczu rozpaczali!
         Ona go jednak nie słuchała. Wyrwawszy rękę z uścisku, pobiegła przed siebie korytarzem, a on, rozdrażniony nieoczekiwanym obrotem sprawy, zaklął siarczyście i ruszył do kancelarii. Niedługo później tupot pojedynczego konia na moście zwodzonym uświadomił mu, że Cecylia pojechała do lasu płakać po Kacprze Hadziewiczu.
         - Tym lepiej! – rzekł, zacierając ręce. – Dwie pieczenie upiekliśmy przy jednym ogniu.
         Cecylia rzeczywiście gnała na oślep, płacząc i krzycząc. Dopiero wieść o śmierci Kapcra uświadomiła jej, że tylko jego naprawdę kochała.  Przypominała sobie, jak razem wzrastali na dworze, często się przekomarzając. Jak robili sobie rozmaite psikusy, jak po jej ślubie dość długo się nie widzieli i jak wreszcie wybuchła między nimi nieokiełznana namiętność. Gdyby nie miecznikowa, pewnie nadal byliby szczęśliwi. Tak wielu rzeczy nie zdążyła mu tego powiedzieć! Pomyśleć, że już nigdy go nie zobaczy! Aż do dziś nie zdawała sobie sprawy z tego, jak był ważny w jej życiu. Zmęczona, wreszcie zatrzymała konia.          Szczęśliwa miecznikowa, został jej przynajmniej jego dwór, pamiątki po Kacprze, jego konie, psy, służba, która go kochała. Ciekawe, gdzie jest ten sługa, Witek? Czy on też zginął? Może mógłby opowiedzieć o ostatnich chwilach Kacpra? Może umierając podstarości coś powiedział? Wydał jakieś dyspozycje? Może choćby wspomniał? Trzeba zawiadomić miecznikową! Strasz będzie z tym zwlekał, ale przecież ktoś powinien pojechać po ciało! Nie godzi się, żeby podstarości winnicki został pochowany gdzie bądź, pod przydrożną brzózką! Dojechawszy do krzyżówek, roztrzęsiona, Cecylia zatrzymała się, rozejrzała i ruszyła na Gród Orłowy.
         „Będę posłem złej nowiny, miecznikowa mnie znienawidzi. Trudno, trzeba działać! Nie ma czasu do stracenia!” – pomyślała, spinając konia i pędząc co tchu.
         Na dziedzińcu dworu w Grodzie Orłowym kilkunastu chłopów ćwiczyło z bronią. Niektórzy wydawali się Cecylii znajomi. Kettler rzucił jej niepewne spojrzenie, ale nawet się przy nim nie zatrzymała. We dworze szykowano się właśnie do obiadu. Miecznikowa zobaczywszy rozgorączkowaną Cecylię uniosła brwi i zamarła wyczekująco.                     
             - Pani, wysłuchaj mnie! – poprosiła kasztelanka.
         - Zapraszam! – miecznikowa wskazała drzwi do kancelarii. – Spocznijcie, bardzoście zdrożona – Zofia rzekła chłodno, gdy znalazły się w środku.
         - Nie oceniajcie mnie teraz, wielem wam zawiniła, a dziś przynoszę złą nowinę. Zechcijcie jednak zrozumieć.
         Zofia usiadła. Opuściła głowę i nie podnosząc na nią wzroku, wyszeptała:
         - Co mu się stało?...
         - Zginął w bitwie. Przynieśli właśnie wiadomość.
         - Kto?
         - Sługa.
         - Jaki sługa? Dlaczego do zamku, a nie tutaj?
         Dopiero teraz Cecylia zrozumiała, że za bardzo się pośpieszyła.
         - Gdzie ten sługa? Jak go zwą? – dopytywała się Zofia.
         - Musicie zapytać Strasza.
         - Nie zamierzam jechać na zamek po takie wiadomości. Boję się usłyszeć coś, czego bym nie chciała – lodowatym tonem wyszeptała Zofia.
         - Ale trzeba jechać po ciało! Kacper nie może zostać pochowany w polu! Zrozumcie!
            - Nigdzie się stąd nie ruszę, póki nie dostanę oficjalnego zawiadomienia.
         - Myślicie, że chcę was wywabić ze dworu? Co za bzdura, ja go kochałam! Rozumiecie?! Kochałam! Całym sercem! I on mnie kochał! Nie chcecie jechać po ciało, trudno, sama pojadę! A wy sobie siedźcie tu, w jego dworze!
         Cecylia wybiegła na dziedziniec, a Zofia stała bez ruchu. Do kancelarii weszła pani Salomea:
          - Czego chciała?
         - Przyniosła wiadomość, że Kacper nie żyje. Ponoć zginął w bitwie – mówiła z trudnym do zrozumienia, lodowatym spokojem.
         - Jak to możliwe? Nicem złego nie śniła… – szepnęła cześnikowa i przeżegnała się wstrząśnięta.
         - Tyle szczęścia zaznałam, co w marzeniach i znów kir wdziać mi przychodzi – wyszeptała Zofia. – Ale tego nie zrobię, matko, bom jest przy nadziei. 


wtorek, 3 maja 2016

Już wkrótce drugi tom "Fortuny i namiętności. Zemsta"!

Z tej okazji polecamy odświeżenie lektury tomu pierwszego i zachęcamy do przeczytania fragmentu przygotowywanej w naszym wydawnictwie kontynuacji!


Fot. Agnieszka Bohdanowicz


Miecznikowej po drodze nie spotkaliście? A może jakieś was słuchy o niej doszły? – spytał podstarości, wpatrując się w podłogę.
– Szmul z nią blisko i powiada, że ponoć Złoty Most odbudowała, na gołej ziemi sypiając, alem tego nie sprawdzał, bo mi wstyd za waszmości i na szwank się narazić nie chcę. Jam też winien, że się sama boryka ze wszystkim, a dobra to dusza, więc mnie we wątpiach pali, że jej usłużyć nie mogę.
– Więc wyślijcie swaty! – wyniośle prychnął Hadziewicz.
– Może myślisz, żem do tego niezdolny?! – obruszył się pan Żaba. – Piękna to niewiasta i szacunku godna, ale też lepszego potrzeba jej męża niźli ja, stary niedołęga.
Kacper westchnął.
– Nie sądź – kontynuował podstoli – że o tobie myślę. Nie, kiedym cię wspomniał w rozmowie, to się miecznikowa tak rzuciła, jakby ją kto żelazem przypalił. Gdyby nie dobre wychowanie, toby mnie pewnie ze dworu wyprosiła. Widać, żeś jej niemiły bardzo i ja tu rady żadnej znajdować się nie poważę. Pora sobie powiedzieć wprost: z tej mąki chleba nie będzie. Już prędzej ona swą rękę któremu z Szuksztów odda.
– Który tylko spróbuje słać swaty, długo nie pożyje, bo najpierw ze mną będzie miał do czynienia! – żachnął się podstarości.
– No patrzcie go! – Pan Żaba tak mocno odstawił kielich, aż miód trysnął na stół. – Ty pierwszy, mój podstarości, się nie ośmielisz do spraw miecznikowej mieszać. Zabraniam ci raz na zawsze! Wszystko szło dobrze, byliście po słowie, pierścień od ciebie przyjęła i do łoża cię swego dopuściła, nie dbając o reputację. Trza być rozumu pozbawionym, by mając to wszystko, odwracać się ku kasztelance! I teraz twoje dziecię kto inny będzie piastował… – Westchnął przesadnie.
– Ubiję jak psa!
– Kogo?!
– Każdego, kto stanie na mojej drodze!
– Ot, durnyś, mój podstarości, durny! Ty nikogo nie ważysz się ubić, bo tylko złość jeszcze większą ku sobie wywołasz, co na stryczek cię powieść może prostą drogą.
– To cóż robić, aby miecznikową ku sobie obrócić? Radźcie! – Hadziewicz już nie udawał obojętnego, widać, że bolesną mu zadrą w sercu tkwił ów konflikt z Zofią.
– Niewiele możecie uczynić, by jej gniew oddalić.
– Jakąś jednak nadzieję widzicie? Radźcie zatem, co uczynić, by znów mi przychylną była, by dziecięcia, co jak mówicie, moim jest, kto obcy nie wychowywał, by znów między nami harmonia zapanowała.
– Trudna to rada, ale zda mi się jedyną.
– W słuch się zamieniam, co czynić?
– Zginąć.
Kacper zawisł spojrzeniem na twarzy pana Żaby. Przez chwilę milczał, a potem zaczął się śmiać tak głośno i donośnie, jak mu się nie zdarzyło od dawna. Nadal rechocąc, wstał, uderzył się dłonią po udzie i chodził po świetlicy, wybuchając raz po raz to tubalnym, to znów piskliwym śmiechem.
– Zginąć, powiadacie? – odezwał się wreszcie. – Czyli życie oddać? No cóż, fraszka to dla takiego jak ja, co ginął ostatnimi czasy dwukrotnie. Tylko na pozór czy prawdziwie? Za jakąś sprawę czy bez żadnej przyczyny? U siebie, w Turowie, a może w Winnicy na rynku dać się spalić? Jako niewinny czy też grzechem śmiertelnym obarczon? W zdrowiu czy chorobie? Samotnie czy towarzystwo ze sobą na tamten świat zabierając? Widzicie, że nie takie to proste, jakby się z pozoru wydawało.
Pan Żaba patrzył na przyjaciela z troską. Widać było, że nie pojął rady, skoro w żart ją natychmiast obrócił.

– Chcę powiedzieć, że powrotu do łaski miecznikowej żadnego nie masz, panie podstarości – rzekł smutno. – Zbytnioś jej zaufania nadużył, by jakiekolwiek dobre uczucia ku tobie zachowała. Długom siedział ze Szmulem przy piwie i na wszelkie sposoby rozważaliśmy, jaką by dla ciebie radę znaleźć, ale nie masz nijakiej. Zofia już twoja nie będzie – dodał i patrzył, jak Hadziewicz w bezsilnym bólu rzuca się od ściany do ściany niczym zwierz w klatce. Wreszcie oparł dłoń na framudze i bił głową w mur, jakby rzeczywiście śmierć zamierzał sobie zadać, aż serce zabolało pana Żabę, że patrzeć na to musi. Wstał więc, otrzepał suknie i chrząknął. – Cóż, pora na mnie. Wybaczcie, żem z takimi nowinami przybył. Odpuśćcie myśli o miecznikowej. Może wam, jako i mnie, niepisane rodzinę założyć? Być dobrym patriotą, gospodarzem i sąsiadem to całkiem pięknie i Bóg to będzie miał na uwadze, kiedy przed nim staniem.