Latem 1903 roku Adrianna Zajezierska pojechała do Krynicy już nie tylko z guwernantką i synem. Towarzyszyła jej przyjaciółka, Agnieszka z Niewiadomskich Radziewicz, z synem Edwardem, a także szwagierka Agnieszki, a siostra Joachima – Urszula z Radziewiczów Jastrzębiec-Gawryszewska z córkami: Anetą, Balbiną i Krystyną. Towarzystwo ulokowało się znów w pensjonacie Sielanka, winszując Adzie świetnego wyboru i mając nadzieję na udany pobyt.
Hrabina oczekiwała spotkania ze swym poetą, Lucjanem Krzyckim, z którym przez cały miniony rok prowadziła ożywioną korespondencję, poza tematami ogólnymi obejmującą też literaturę, poezję i dramat ze szczególnym uwzględnieniem najnowszych dzieł młodego twórcy. Ada informowana była na bieżąco o każdej nowej strofie, a potem odczytywała jego wiersze w czasie spotkań towarzyskich, wywołując ciche westchnienia zachwytu u wszystkich pań, żadna bowiem nie mogła pochwalić się podobnymi znajomościami.
Nic więc dziwnego, że zapowiadany przyjazd Lucjana do Krynicy spowodował wśród pań wielkie zamieszanie. W pośpiechu ustalano z właścicielem Sielanki terminarz podwieczorków, podczas których konsumowano by nie tylko słynące z dobroci wypieki miejscowych cukierników, lecz także raczono się strawą duchową: poematami i fragmentami prozy poetyckiej oraz dramatów młodego twórcy.
Po długim oczekiwaniu przybył wreszcie do Krynicy, ponownie z nieodłączną matką Marceliną, która nadal, choć był już niewątpliwie mężczyzną, traktowała go jak dziecko. Ada zauważyła tę przemianę od razu i przyglądała się jej nie bez pewnej obawy. Pozornie niewiele się zmienił: wciąż smukły, trochę blady, o zamglonym, nostalgicznym, nieobecnym spojrzeniu. Jego zarost nadal był jasny i miękki, ale czuprynie przydałoby się troszkę uładzenia. On sam się tym nie przejmował, zainteresowany wszystkim, tylko nie swoim wyglądem.
Na paniach zrobił wrażenie, dziewczęta zachwycił. Piszczały, szeptały przy śniadaniu, a serce Ady drżało z lęku. Niby Lucjan wciąż dawał jej wyrazy uszanowania, ale właśnie – uszanowania! A byli prawie kochankami! Przynajmniej tak się Adzie wydawało. W każdym razie o tym marzyła. Przyjechała do Krynicy z nadzieją na kontynuowanie tych podniecających szeptanych rozmów i uściśnięć dłoni, tych prawie pocałunków, które wymieniali w zeszłym roku pod rozłożystym klonem w ogrodzie willi Sielanka.
Niby byli tacy sami i deklarowali to samo, coś się jednak zmieniło. Nie miała wątpliwości: Lucjan się przeobraził. Zresztą sama w pewnym sensie ponosiła winę takiego stanu rzeczy. Przecież każdym swoim listem utwierdzała go w przekonaniu, że jego dzieła to wybitna literatura, a teraz jeszcze czyniły tak wszystkie panie i dziewczęta z Sielanki, nie tylko kuracjuszki z Zajezierzyc, również te przybyłe z okolic Kalisza, Łowicza, spod Warszawy i Częstochowy!
Tak, Lucjan zrobił się popularny! Latem w Krynicy niepodzielnie królowały kobiety, więc siłą rzeczy pojawienie się jakiegokolwiek mężczyzny znudzone własnym towarzystwem panie traktowały niczym wielką atrakcję. Utworzyły wokół poety szczelny wianuszek wzdychających wielbicielek i Ada poczuła się zbędna. Rozgoryczona, siadała z boku, chcąc przynajmniej przyciągnąć jego spojrzenie, jednak na próżno – zasypywany pytaniami i prośbami o wpis do sztambuchów , nawet tego nie zauważył.
Więc stała się jedną z wielu! Smak porażki przyprawiał ją o wieczorne łzy, kiedy mogła sobie na nie wreszcie pozwolić, zamknąwszy się w swojej sypialni. Ale było też coś jeszcze bardziej przykrego: znacznie młodsza od niej Anetka Jastrzębiec-Gawryszewska po prostu lgnęła do Lucjana! Wodziła za nim zakochanym spojrzeniem, wzdychała głośno, kiedy tylko pojawił się gdzieś obok, pchała mu się na oczy w natrętny sposób, na jaki ona, Ada, nigdy by sobie nie pozwoliła.
Hrabina Zajezierska przepłakała kilka nocy, a potem uznała, że trzeba działać.
Droga Pani Autorko!
OdpowiedzUsuńJestem świeżo po lekturze pierwszej części "Cukierni..." i aż nie mogę się powstrzymać, żeby nie powiedzieć: dziękuję za tę historię!
Zawsze marzyłam i wciąż marzę o własnej kawiarni lub cukierni (wciąż nie mogę się zdecydować!), dlatego w momencie, kiedy w księgarni zobaczyłam odkładkę zdobiącą książkę, nawet Mefistofeles ze swoimi obietnicami nie odciągnąłby mnie od pokusy jej kupienia. Zatopiłam się w tej historii po cebulki włosów, śnię o jagodziankach - mumiach i podziwiam szczegółowe opisy tych codziennych czynności wieku XIX.
"Cukiernia..." to naprawdę cudowna książka, ale po opisie następnego tomu oczekuję jeszcze więcej :-) A tzw. międzyczas umilę sobie wypiekami...
Pozdrawiam serdecznie!
PS: Czy przepis na najlepsze jagodzianki Hryciów naprawdę istnieje?
Droga Pani Aurelio,
OdpowiedzUsuńTo będzie na pewno najmilsza kawiarnia, skoro tyle w Pani ognia! Dziękuję bardzo za dobre słowo i trzymam kciuki za Pani plany.
A przepis na jagodzianki oczywiście istnieje, tyle że sezon już się skończył.
Ale być może kiedyś go tu zamieścimy? Oczywiście za zgodą Igi Hryć ;-)
Proszę nie ustawać w pieczeniu, ćwiczenie czyni mistrza.
Pozdrawiam serdecznie!
mga
Jestem pewna, że Iga na początku kręciłaby nosem, zazdrosna o dzieło swojego Taty, ale siła odpowiednich argumentów i ciepłe słowo roztopiłyby jej serce. ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo liczę na jej zgodę!
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję!
Aurelia