Uwaga, uwaga!
Przeczytajcie bardzo piękny list, w którym Kasia Hordyniec z Irlandii dzieli się z Wami tradycjami światecznymi swojej rodziny:
Witojcie, z zasypanego Zakopanego irlandzkiego!
Śnieg nie odpuszcza, mróz nie odpuszcza. Wody brak, rury zamarzły. Tutaj zima taka, jak w Polsce to kataklizm, bo u nas klimat umiarkowany, do tego Atlantyk za miedzą, więc czegoś takiego najstarsi rybacy nie pamiętają. Dziś w nocy zamarzły rury doprowadzające wodę. U nas piękny śnieg. Wiem, że wielu ludziom utrudnia on życie, ale ja mam ten luksus, że mogę się z niego cieszyć.
Poza tym, wraz z suszonymi owocami, która pachną w całym domu (bo suszymy sami), specjalnym zeszytem, wyciaganym tylko w ten czas w celu zapisania planów kulinarnych na święta i listy zakupów, kubkami świątecznymi, które już przebierają nogami z niecierpliwości, bo chcą się wydostać z kredensu (tradycyjnie szóstego grudnia je wyjmujemy), przyszedł czas na dobór grudniowej lektury.
Nie ma to jak zapach zimy, makowca i różnych innych wypieków (bo my łasuchy jesteśmy i pieczemy z córką w ten czas na potęgę), zaraz do domu wjedzie świerk (my tu stawiamy drzewka bardzo wcześnie), a w tym wszystkim ja czytająca opowieści o rodzie cukierników. Ech, czyż życie nie jest piękne?
Przyznam się Wam do czegoś: moje Wigilie w domu rodzinnym to była masakra, wieczne kłótnie, stres, bo choinka nie tak ubrana, bo sztućce niedokładnie wypolerowane, bo ... Do samej wieczerzy nerwowo. Obiecałam sobie wtedy, że u mnie, w moim domu. będzie całkiem inaczej. I jest!
Dla mnie to jeden z większych sukcesów, że nie powielam błędów mojej mamy, przynajmniej mam taką nadzieję.
Tradycje stworzyłam na potrzeby naszej rodziny, chciałam, żebyśmy mieli coś, co nas będzie w ten czas łączyć jeszcze bardziej, a dzieci będą nawet z drugiego końca świata przyjeżdżać, żeby w tych samych kubkach (o ile się nie wytłuką) pić grzane wino. Tak, więc kiedy były małe zaczęłam kupować kubki, za każdym razem, kiedy przybywał członek rodziny w odpowiednim wieku dostawał kubek, ostatnio dostawiłam jeden dla chłopaka Michaliny. Na choince zawieszam te same od wielu lat ozdoby. Precz z nowoczesnością, choinkami dwukolorowymi, designem. Mają być żołnierzyki na nartach, ozdoby ze słomy, grzybek i bałwanek, te same, do których dzieci śpiewały piosenki o śniegu, kiedy były małe. W załączniku zeszłoroczna na zdjęciu. Dzieci mają nadzieję, że w tym roku będzie dokładnie taka sama. Bo chyba one w tej rutynie, powtarzalności, w starym zeszycie z menu świątecznym i zapiskami o zakupach, znajdują bezpieczeństwo i złudzenie, że wszystko będzie ok. Złudzenie, bo przecież zeszyt i kubek im tego nie zagwarantuje, ale może doda siły do brania się z życiem za bary. Bo coby się nie działo, zawsze będzie takie miejsce, gdzie stanie choinka z bałwankiem i leży zeszyt z przepisami.
Nawet jeszcze-nie-zięć Irlandczyk podłącza się do tych naszych dziwactw. Tylko mu się czasami święta mylą, bo na Wielkanoc tez coś mamy tradycyjnego i w tym roku ucieszył się strasznie, że święta idą, bo wreszcie faszerowane jajka bedą na stole. Kiedy powiedzieliśmy mu, że jemy je tylko raz w roku tak przyrządzane i to jest właśnie Wielkanoc, chłopina się załamał. Chyba mu zrobimy te jajka
Z Irlandii zapożyczyliśmy tylko to, że choinkę stawiamy już 6go, razem z wyciąganiem kubków.
Tak sie rozgadałam i wzruszyłam, bo ten czas jest taki dla nas wyjątkowy i radosny,
Na zeszyt z przepisami wszelkimi Michalina od dawna ostrzy sobie zęby, ale już jej powiedziałam, że może sobie go wziąć dopiero po mojej śmierci, bo ja nie mam pamięci do przepisów i chociaż sernik Pani Zosi robię kilka razy w roku, nadal muszę zaglądać do niego po składniki, a raczej ich ilość. Mam taki zwyczaj, że kiedy proszę o przepis na coś smakowitego, wpisuję go wraz z imieniem osoby, która mi go dała i tak ci wszyscy ludzie już na zawsze goszczą w mojej kuchni
http://zbabskiejperspektywy.blox.pl/
Jak tak piszę, to do mnie dociera, że ja niemożebnie sentymentalna jestem.
Ech, już za późno to u siebie zmieniać...
Pozdrawiam,
Kasia
Dziękuję za niespodziankę, już dotarła :)
OdpowiedzUsuńPodczas lektury najbardziej spodobał mi się fragment „Mam w domu wegetarianina”, gdyż sama jestem wegetarianką i to jedyną w naszym domostwie, ba! w całej rodzinie :)
Miło mieć wpis pani Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk. Niestety na książkę z autografem nie mogę liczyć –to zrozumiałe, że nie da się zorganizować spotkań autorskich w całej Polsce. Chociaż może kiedyś, kto wie… :) Pozdrawiam serdecznie!
Nie mogę sobie jeszcze odmówić komentarza do listu :) Bardzo ciekawy i momentami nawet zabawny, a przede wszystkim czuć, że święta w domu pani Kasi są pełne magii i ciepła.
OdpowiedzUsuńP.S. Ja też jestem za tradycyjną choinką i ozdobami z dawnych lat ;)
uwielbiam panią Kasię!!!! jej bloga obserwuję już od dłuższego czasu i ogromnie się z nim zaprzyjaźniłam:) zatem serdecznie ją pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńa takie święta jak u Kasi to marzą mi się ogromnie...choć i w moim rodzinnym wydaniu je uwielbiam:)
Pięknie napisane! Nie lubię choinek jednokolorowych ani sztywnych jak z wystawy sklepowej,Żeby jeszcze tak w tv leciały baśnie rosyjskie na ,które chodziłam ze szkołą do kina.Dziadek Mróz ,Buratino 12 miesiecy itd:)
OdpowiedzUsuńA ja pamiętam wyprawę do kina na "Najazd Czarnego Księcia", też chyba rosyjski film kostiumowy...
OdpowiedzUsuńHa! dzięki Tobie właśnie odnalazłam go w sieci! A to niespodzianka!
Każdy ma swoje ulubione, ja też rosyjskie, ale moja córka na przykład, jest szczęśliwa jak gwizdek przed meczem, bo znalazła gdzieś w sklepie internetowym cały box, kolekcję czyli, wszystkich epizodów Czarodziejki z księżyca. I teraz zajadąją mandarynki i oglądają od początku, ona i syn. My rosyjskie, radzieckie właściwie, oni japońskie. Koniec świata pani Popiołkowa
OdpowiedzUsuń