Małgorzata Gutowska-Adamczyk i Wydawnictwo Nasza Księgarnia zapraszają do lektury!

Wśród książek Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk znajdziecie powieści obyczajowe, historyczne, groteskę, powieść autobiograficzną. Zapraszamy do lektury!



środa, 29 czerwca 2011

Zaproszenie do literackiej podróży

Nie mogę odpowiedzieć Pani Anecie w komentarzach, toteż czynię to tu i teraz. Dziękuję z całego serca w imieniu własnym, Autorki oraz zespołu Naszej Księgarni za przemiłe słowa pod poprzednią notką. Wkrótce ukaże się trzeci tom "Cukierni Pod Amorem" i pozna Pani tajemnicę wędrówki pierścienia. My już ją znamy i trochę nam z tego powodu smutno, jak zawsze żal jest zamykać książkę, z którą człowiek się zżywa.

Tymczasem Autorka przygotowuje dla nas kolejną, mamy nadzieję ekscytującą literacką podróż w nieznane.

Ci z Czytelników, którzy mieli okazję o tym rozmawiać podczas spotkań autorskich wiosną, wiedzą już dokąd pojedziemy, bo główna bohaterka oraz kierunek są mniej więcej znane. Pragnęłabym, aby zatrzymali to dla siebie, a ci, którzy nie wiedzą, by puścili wodze fantazji i w komentarzu pod tą notką napisali, dokąd chcieliby teraz wyjechać.
Dziesięć najciekawszych odpowiedzi w formie komentarzy pod tą notką Autorka nagrodzi swoimi powieściami: "Mariola, moje krople" i "Jak zabić nastolatkę w sobie" lub audiobookami tych tytułów.




Zapraszam Was więc do podjęcia literackiej podróży w nieznane!
Na komentarze czekamy do połowy lipca.
Pozdrawiam,
Agata 

piątek, 24 czerwca 2011

Fragment tomu 3 "Hryciowie": Kapitulacja Warszawy

Po słonecznym lecie nastała dżdżysta i chłodna jesień. Z dnia na dzień życie w Warszawie stawało się coraz trudniejsze. Bombardowania zniszczyły nie tylko budynki, ale i również sieć wodociągową, gazową i elektryczną. Po wodę trzeba było chodzić aż do Wisły lub z narażeniem życia godzinami stać przy nielicznych dostępnych studniach. Z powodu zniszczeń torów tramwajowych oraz barykad na ulicach praktycznie nie działała komunikacja. Kolejki pod sklepami wydłużyły się, zaczęło brakować podstawowych towarów. Naloty bombowe powtarzały się z coraz większą częstotliwością i mimo oklejania okien paskami papieru, szyby wypadały z futryn. Gdy zastępowano je tymczasowo dyktą, w mieszkaniach niezależnie od pory dnia panował półmrok.

22 września przestały działać telefony i ostatecznie urwał się kontakt z matką, Adam Toroszyn po raz pierwszy poczuł strach. Gdyby nie konieczność opieki nad Milą, pewnie uciekłby z oblężonego miasta choćby na piechotę. Tęsknił za wujem i dziadkiem, a najbardziej, choć ciężko mu się było do tego przyznać, brakowało mu matki. Ale bez niego Mila Grabnicka nie dałaby sobie pewnie rady.

Mówił do niej z przyzwyczajenia „ciociu” i otaczał opieką jak młodszą siostrę. W willi na Żoliborzu mieszkała ze służącą i ogrodnikiem, małżonkami Górskimi spod Nałęczowa. Adam dostarczał im pieniądze, po które musiał stać na zmianę ze służącą Giny, Anulką, w kolejce sięgającej od Poczty Głównej aż do filharmonii przy Moniuszki, banki wypłacały bowiem jedynie niewielkie kwoty.

Póki ulice były przejezdne, Adam podróżował na Żoliborz rowerem. Kiedy trafiał na barykadę, przenosił swój pojazd. Ale codziennie przybywało zburzonych domów i w końcu dało się już tylko przemieszczać pieszo. Poświęcał na to kilka godzin, a przecież codziennie pomagał przy odgruzowywaniu. Pracując bez wytchnienia, czuł się bardzo zmęczony fizycznie, ale jeszcze bardziej dawało mu się we znaki życie w ciągłym huku bomb, kopanie grobów dla zabitych, pomoc rannym, oglądanie postępującej ruiny ukochanego miasta, brak najbliższych i realnej perspektywy końca tego wszystkiego. Dni mijały powoli, przynosząc coraz gorsze wieści. Śmierć stawała się czymś przerażająco rzeczywistym.

Adam na własne oczy widział wielu ludzi ginących od wybuchów bomb i pogrzebanych pod walącymi się budynkami, ale chciał wierzyć, że przetrwa najgorsze i doczeka wyzwolenia. 27 września po raz pierwszy podziękował Bogu za opiekę, ponieważ przypadek sprawił, że uniknął pewnej śmierci. Świtem prawie pobiegł na Żoliborz, aby zobaczyć, czy tam wszystko w porządku. Zaniósł Mili trochę żywności, jak zwykle wystanej przez Anulkę w długiej kolejce. Gdy wracając przez plac Trzech Krzyży, mijał prowizoryczny cmentarz urządzony na zieleńcu przed kościołem św. Aleksandra, perspektywa pobliskich Alei Ujazdowskich wydała mu się jakaś dziwna, jakby było tam za dużo światła. Po kilku krokach zrozumiał: jego dom runął! Nie została ani jedna ściana.

Chłopak zaczął biec w tym kierunku, wiedząc, że Anulka miała nie wychodzić, póki on nie wróci. Wokół gromadzili się mężczyźni i kobiety nadbiegający z sąsiednich kamienic oraz przypadkowi przechodnie. Próbowali odrzucać fragmenty murów, ktoś zawołał, że w piwnicach znajdują się ludzie. Adam przepchnął się jak najbliżej i zaczął wołać:

– Anulka! Anulka Pietrak!

Mimo dochodzących gdzieś z dołu zawodzeń i jęków nie zdołał rozpoznać głosu dziewczyny. Gołymi rękoma chwytał mniejsze kawałki ścian, ale okazały się one zbyt wielkie, by mógł je udźwignąć, gruzowisko zaś sięgało pierwszego piętra. Podobnie jak inni był kompletnie zdezorientowany. Zbierało mu się na płacz. Nie wiedział, co robić: zostać przy zrujnowanym domu, czekając na cud, czy wracać na Żoliborz. Złożył ręce i zaczął odmawiać modlitwę za zmarłych:

– Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci na wieki wieków amen.

Nie myślał o tym, że właśnie stracił dom i cały dobytek, wszystkie książki, zabawki z dzieciństwa, pamiątki bujnego życia matki, jej biżuterię, futra, dzieła sztuki. Modlił się za młodą dziewczynę, której los wyznaczył dziś godzinę śmierci pod gruzami.

Teoretycznie był przygotowany na taką sytuację, omówił ją kilkakrotnie z Górskim, który traktował go jak syna. Gdyby bomba zniszczyła jeden z budynków, zamierzali przeprowadzić się do tego, który ocaleje. Mieli jeszcze klucze do obszernej garsoniery Bergera przy Nowym Świecie oraz do willi w Aninie, ale dotychczas nie myśleli o zmianach. A teraz klucze przepadły – jak wszystko inne. Nikt ich nie znajdzie w ruinach. Zresztą, kto by teraz myślał o kluczach?

Adam zrozumiał nagle, jak bardzo zżył się z dziewczyną, która go nie opuściła i nie uciekła do rodzinnej wioski, lojalność przypłaciwszy życiem. Po raz trzeci bezradnie mamrotał modlitwę, ocierając z twarzy kurz wymieszany ze łzami, gdy gdzieś z tyłu doleciał go piskliwy głosik:

– Matko Boska Nazareńska, a toż to mój panicz! Jezusie frasobliwy, dzięki ci! I tobie, Panno Przeczysta! Paniczu Adasiu, toć panicz żyje?!

Adam odwrócił się i zobaczył ją całą i zdrową, trzymającą w mocnej dłoni emaliowane wiaderko pełne wody.

– Anulko! Bogu niech będą dzięki! – krzyknął uradowany.

Dziewczyna widać również nie wytrzymała napięcia, bo wybuchła szlochem:

– Paniczuuu, tam wszystko zostało! Wszystko, cóżem sobie uzbierała! Teraz to już nic dla matuli nie mam. I wszystkie sukienki, co mi pani hrabina dali, i ten pierścionek od Frania, com go tylko na niedzielę do kościoła z pudełeczka wyjmowałaaa!

– Zostaw to wiadro! – powiedział zdecydowanym tonem. – Nic tu po nas. Musimy iść na Żoliborz.
            – Co to, to nie! Nie zostawię, takie porządne wiadro i w dodatku prawie pełniusieńkie! Poniese.

            I tak służąca Anulka Pietrak wraz z Adamem Toroszynem, dźwigając na zmianę prawie pełne wiadro wody, pod świszczącymi kulami i wybuchającymi tu i ówdzie bombami przedzierali się przez zrujnowane, płonące miasto z placu Trzech Krzyży na Żoliborz.

Około drugiej po południu zrobiło się nagle bardzo cicho. Ogień artyleryjski, który przez ostatnie dni nękał mieszkańców niemal bez przerwy, nagle ustał. Warszawa skapitulowała.

Uldze towarzyszyło rozgoryczenie i wkrótce okazało się, że sytuacja bynajmniej się nie poprawiła. Od pierwszych dni okupant wprowadził surowy reżim, ostrzegając, iż kara śmierci za nieprzestrzeganie zarządzeń będzie nie wyjątkiem, ale regułą. W stolicy zapanował wojenny terror.  

5 października Alejami Ujazdowskimi przejechał zwycięski wódz bezwzględnej armii, by przy placu Na Rozdrożu odebrać defiladę a potem zwiedzić Belweder z gabinetem marszałka Piłsudskiego. Nic nie mogło przeszkodzić uroczystości oraz zagrozić bezpieczeństwu Führera jadącego limuzyną z otwartym dachem. Pobliskie ulice zamknięto, ogłaszając przez megafon z samochodu, że do każdego, kto ośmieli się wyjrzeć, zostanie otwarty ogień. Nielicznych mieszkańców Alei, których nie udało się wygnać, stłoczono na wiele godzin w piwnicach. Adama ominął ten los, bo jego domu już nie było.

środa, 22 czerwca 2011

News trochę nieaktualny

W minioną sobotę odwiedziłyśmy z Małgorzatą Gutowską-Adamczyk Świętochów, wieś w okolicach Tarczyna. W jednym z gospodarstw rolnych, wracają tam do zdrowia konie oraz inne zwierzęta, którym ludzie pozwolili na godziwą emeryturę. Koniki oraz oślicę karmiłyśmy marchewką, a Was zachęcamy do wsparcia Fundacji Centaurus:
http://www.centaurus.org.pl/

Ratujmy konie przed rzeźnią!






Pozdrawiam,
Agata

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Nie samym chlebem

Dziś świętowaliśmy w firmie spóźnione imieniny Małgorzaty. Autorka "Cukierni" częstowała nas waniliowymi oraz czekoladowymi muffinami Weroniki i Pauliny Popardowskich, tandemu znanego jako So Sweet Project. Oto ich artystyczne muffiny:


Wybór był trudny, a konsumpcji towarzyszyło czytanie oraz oglądanie uroczych ciastek:


U dołu zdjęcia trzy opasłe tomy tygodnika Świat z lat 1910, 1923 oraz 1927, nasz prezent imieninowy dla Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, które bardzo ucieszyły Autorkę.



Pozdrawiam,
Agata

czwartek, 16 czerwca 2011

Choco tasto

to cukierniczy blog Kasi, na którym zagościła "Cukiernia Pod Amoerm".
Przekonajcie się sami:

http://chocotasto.blogspot.com/2011/06/cukiernia-pod-amorem.html

Pozdrawiam,
Agata

piątek, 10 czerwca 2011

W tym dniu tak uroczystym, nie różniącym się od innych dni...

dziękuję mojemu Wydawcy i wszystkim jego pracownikom za życzenia i kwiaty, za to, że jesteście dla mnie niemal jak rodzina, że czuję Wasze wsparcie i życzliwość dla każdego mojego projektu.
Dziękuję za przepiękny bukiet i dzielę się nim z Czytelnikami, bo jest zbyt piękny, by samotnie więdnąć w moim gabinecie.


Pozdrawiam również wszystkie Małgorzaty! Niech Wam się wiedzie!
mga

Imieniny Małgorzaty

Droga Małgosiu!

W dniu Twojego święta życzymy Ci dużo radości, miłości, spokoju, pomysłów, pysznego jedzenia, dalekich wycieczek,
i wszystkiego, czego tylko chcesz.



Zespół "Naszej Księgarni"



A czytelniczkom/czytelnikom tego bloga proponujemy konkurs imieninowy: Możecie zadać Małgorzacie Gutowskiej-Adamczyk dowolne pytanie, ale musi być skonstruowane w taki sposób, aby mogła odpowiedzieć na nie jednym słowem: TAK lub NIE.

Jedna osoba może zadać tylko jedno pytanie. Trzy najciekawsze nagrodzimy :)

Macie czas do końca przyszłego tygodnia.
Powodzenia!

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Każdy głos na wagę złota ;-)

Wszystkich fanów "Cukierni Pod Amorem" zapraszam do głosowania w plebiscycie zorganizowanym przez portal Przy kominku! Celem plebiscytu jest wybranie najlepszych książek na lato.
Nominowane książki oraz regulamin plebiscytu znajdziecie tutaj:

http://www.przykominku.com/plebiscyt_2011

A tu znajdziecie prezentację cyklu w notatce portalu Przy kominku:

http://www.facebook.com/#!/notes/przykominkucom/cukiernia-pod-amorem-cykl/233012436715713

Liczę na Was!

Pozdrawiam,
Agata

piątek, 3 czerwca 2011

Sentymentalnie

Drodzy Przyjaciele, Czytelnicy i Goście!

Niepstrzeżenie minął rok, od kiedy się tu spotykamy. Agata Napiórska wymyśliła ten blog, jako miejsce spotkań przyszłych czytelników "Cukierni Pod Amorem", bo książka wtedy istniała zaledwie w umysłach garstki osób z Wydawnictwa Nasza Księgarnia.  Kilka dni później pojawiła się jednak na półkach księgarskich i zaczęło przybywać nam gości. Od kwietnia 2010 Agata dzielnie tu gospodaruje i chcę jej za to serdecznie podziękować.

Ten blog stał się czymś w rodzaju salonu, gdzie spotykają się ludzie, którym powieść jest bliska, którzy chcą się podzielić jakimiś spostrzeżeniami, wyrazić oczekiwanie na to, co tak długo bez litości trzymam w zanadrzu.
Wtedy, rok temu, nie miałam pojęcia, że wokół "Cukierni" zgromadzi się tak wielu czytelników, że będziecie chcieli mnie zaprosić do siebie i ugościć swoimi wypiekami oraz opowieściami.

Zawdzięczamy to powieści, która nas zintegrowała, ale również Agacie, która niczym skrzętna gospodyni, podaje do stołu, kryjąc się w cieniu.
Chciałabym dziś jej za to bardzo podziękować.
I nie fukaj, proszę...

Pozdrawiam,
mga