„Cukiernię Pod Amorem” snuję nieśpiesznie i trochę chaotycznie. Pragnę bowiem uchwycić ten szczególny rodzaj mimowolnej gawędy, rozkwitającej czasami przy stole, gdy starsi członkowie rodu odsłaniają przed młodymi jego dzieje, mity i punkty zwrotne.
W opowieściach pojawiają się familijni herosi, kobiety upadłe, dobre żony i utracjusze, zbuntowana młodzież, miłostki, śluby, narodziny i zgony. Codzienność i święto, czas nieustającego stawania się, trwania pokoleń, które nas poprzedziły, dzięki którym jesteśmy.
Opowieść można zacząć w każdym momencie i w dowolnym ją zakończyć, a i tak zawsze będzie jakieś „przed” i jakieś „po”. Rodzina bowiem rozrasta się we wszystkie strony, splata z innymi, tworząc skomplikowane koligacje, w których w końcu rozeznają się tylko najbardziej wytrwali.
A kiedy więcej jest już za nami, niż przed, doceniamy wreszcie trud minionych pokoleń, zaczynamy rozumieć naszych przodków. Sami nie będąc wolni od grzechu, wybaczamy im śmiesznostki, potknięcia, złośliwości i błędy. Gładzimy w zadumie pożółkłe fotografie, z których nieboszczycy patrzą na nas młodym wzrokiem, otoczeni dekoracjami bezpowrotnie wyrzuconymi na śmietnik.
Mam nadzieję, że czasu spędzonego w Cukierni Pod Amorem nie uznacie Państwo za stracony.
Pozdrawiam,
mga
Absolutnie nie uznam czasu spędzonego w Cukierni pod Amorem za stracony. Jednak nie mogę się doczekać kiedy znów dane mi będzie tam zajrzeć ;)
OdpowiedzUsuń"Opowieść można zacząć w każdym momencie i w dowolnym ją zakończyć", ale ja jednak uważam, że jak się ją już zacznie czytać to naprawdę che się ją pochłonąć od deski do deski.
OdpowiedzUsuń