1896
Minęło kilka miesięcy, zanim Barbara Zajezierska zorientowała się, że w skrytce za obrazem nie ma pierścienia Salomei. Rzadko zaglądała do skarbczyka, zwłaszcza że była zdania, iż o zamożności rodziny świadczą piękne budynki, pełne sąsieki, dobrze uprawione pola, zdrowi i zadowoleni chłopi, nie zaś szkatuły ze złotem i drogimi kamieniami. Dlatego, gdyby je miała, w trudnych chwilach zapewne zamieniłaby kosztowności na gotówkę, by dołożyć do gospodarstwa.
Ale rodzinna tradycja stanowiła dla Barbary nie lada wartość. Nie chodziło o błyskotki zakładane na bal celem olśnienia towarzystwa – od dawna nauczyła się bez nich obchodzić. Ponad trzydzieści lat temu rodzina oddała wszak niemal całą biżuterię na wsparcie czynu zbrojnego powstania styczniowego, w szkatule ostał się jednak ten jedyny pierścień jako symbol trwałości nazwiska i jego pięknej historii. Sygnet z trzema gwiazdami powinien był leżeć w niepozornym pudełeczku, w skrytce umieszczonej w ścianie gabinetu pana na Zajezierzycach. Tak działo się od dnia ślubu Salomei Gutowskiej, która wniosła go jako wiano, wychodząc za mąż za Bonifacego Zajezierskiego. Bonifacy był ojcem Konstantego i Władysława, dziadem Henryka oraz pradziadem Tomasza i teraz, kiedy przygotowywano się do chrztu Pawła, jego babka, hrabina Barbara, zapragnęła położyć sygnet na beciku dziecka, by podkreślić wielopokoleniową więź rodziny z Polską oraz jej sprawami, dzięki koligacji z Gutowskimi datującą się od bitwy pod Grunwaldem.
Skrytka za obrazem miała niewielkie rozmiary, więc hrabina od razu zauważyła brak pudełeczka. Zapytany o wyjaśnienia, bo tylko on miał oprócz niej klucze do skarbca, hrabia Tomasz najpierw udał obojętność, potem zdziwienie. Odpowiadał mętnie, unikał wzroku matki i absolutnie nie żałował straty. Zawsze zresztą twierdził, że pierścień nie ma żadnej wartości. W końcu to nie Zajezierski odznaczył się na polu bitwy pod Grunwaldem, tylko któryś z dalekich przodków Salomei, niejaki Chwałko, jak chce tradycja, choć nie sposób tego zweryfikować. Tak więc nie jest to część historii Zajezierskich, ale Gutowskich, których linia skończyła się na Salomei i jej siostrach wiele lat temu.
Racjonalnie myśląc, miał słuszność, jednakże zwyczaj obdarzania pierworodnego potomka pierścieniem Salomei zakorzenił się w rodzinie Zajezierskich i Barbara pragnęła go kontynuować. Chcąc znaleźć pamiątkę, zastanawiała się, czy kradzieży dokonał ktoś z domowników, ale ze skarbca nic innego nie zginęło, choć przechowywano tam też cenniejszą biżuterię Ady i Tomasza oraz trochę gotówki na bieżące potrzeby. Dlaczegóżby złodziej miał to wszystko zostawić, a zainteresować się jedynie niepozornym pierścieniem? No i kto mógłby to zrobić, skoro do gabinetu Tomasza wchodzili jedynie jego dwaj zaufani lokaje, z których każdy przepracował w pałacu po kilka lat, odznaczając się nieskazitelną uczciwością?
Czy ryzykowaliby utratę dobrej posady dla niepewnego zysku? Gdyby zaś mieli kraść, w skrytce znajdowały się przecież na pierwszy rzut oka o wiele cenniejsze precjoza. Sprawa pozostawała zatem na razie niewyjaśniona, Barbara Zajezierska nie skojarzyła jej bowiem z tajemniczym zniknięciem nauczycielki, Marianny Blatko. Wiosną dziewczyna nagle przestała śpiewać podczas mszy i w kościele zrobiło się tak jakoś smutno. Hrabina nie słyszała, by wyszła za mąż, zresztą w takich przypadkach do dobrego tonu należało zaproszenie Zajezierskich na wesele, na pewno więc przyszłaby z narzeczonym i organistą Wincentym, swym dziadkiem. W końcu pracowała w pałacowej ochronce, z tego tytułu dostałaby odprawę.
Jako córce mamki hrabiego należało się jej też wiano od pałacu – nie było powodu, by odstępować od tego zwyczaju. Może rzeczywiście wyjechała, aby kształcić głos? Miała wielki talent i pewnie szansę na karierę. Kiedy hrabina zapytała o to jej dziadka, stary Rogala skwapliwie, choć bez radości potwierdził ten fakt. Marianna wyjechała i nieprędko wróci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz