Po blisko dwóch tygodniach rejsu Prussia zacumowała wreszcie u brzegów Ellis Island. Wielka rzeka ludzi wylewała się ze statku wprost do przypominających pałac zabudowań portowych. Tu następowała pierwsza segregacja emigrantów. Podzieleni na grupy etniczne, w niepokoju oczekiwali spotkania z surowymi urzędnikami imigracyjnymi. Lękali się o swój los, bo wiedzieli, że nie wszystkim dane będzie wkroczyć do raju. Spożywali skromny posiłek, który po obrzydliwej kuchni na statku smakował niczym prawdziwa uczta, nerwowo rozprawiali, opowiadając sobie różne przypadki, tych, którym się udało, oraz tych, którzy musieli zawrócić.
Zwłaszcza Tadeusz Goślicki jak z rękawa sypał historiami rodzin rozdzielonych przez funkcjonariuszy Immigration. Słuchając go, Marianna zamierała z łyżką przy ustach. Nie miała pojęcia, dokąd by się udała, gdyby zabroniono jej wstępu na terytorium Stanów Zjednoczonych. Było to dla niej bowiem najdalsze i ostatnie miejsce na ziemi, gdzie mogła znaleźć spokój.
Zmęczona wielogodzinnym oczekiwaniem na swą kolej, przeszła jednak szczęśliwie przez kontrolę sanitarną, jej dokumenty również nie wzbudziły podejrzeń. Na pytania urzędnika imigracyjnego odpowiedziała zgodnie z prawdą, iż pochodzi z Polski (urzędnik zapisał: Polska, ale po krótkiej chwili wahania przekreślił to słowo, zamieniając na: Rosja). Jako miejsce ostatniego pobytu wskazała Zajezierzyce. Stwierdziła, że ma dwadzieścia dwa lata, jest panną, nie posiada żadnych pieniędzy, nigdy wcześniej nie była w Stanach Zjednoczonych, bilet kupił brat, mieszkający w Chicago, Illinois, do którego się udaje. Jako dowód, że nie mija się z prawdą, pokazała listy od Jacka ze zwrotnym adresem.
Na pytanie, czy umie pisać i czytać, odpowiedziała, że tak, ale jedynie po polsku (rozmowa odbywała się w obecności tłumacza). Kolejne pytania wydały się jej bardzo dziwne. Urzędnik chciał wiedzieć, czy dziewczyna nie jest przypadkiem poligamistką, anarchistką lub kaleką, nie ma jakichś widocznych defektów ciała, zagadnął także o ogólny stan zdrowia. Swoje włosy Marianna określiła jako blond, oczy jako niebieskie i dodała, iż nie ma żadnych znaków szczególnych. Wszystkie te odpowiedzi zapisano bardzo dokładnie w dokumentach.
W końcu otworzyła się pokryta siatką furtka zwana kissing gate – Marianna uściskała Zofię, wystarczył jeden krok, by znalazła się po drugiej stronie. Kilka godzin od zacumowania wraz z grupą prowadzoną przez agenta linii, która sprzedała Przasce szyfkartę, wsiadła na prom do Nowego Jorku.
O ile zabudowania Ellis Island budziły w niej zdumienie, to miasto, z daleka całkiem malownicze, gdy stanęła na lądzie, śmiertelnie ją przeraziło. Sięgające nieba budynki, dymiące kominy fabryczne, kolej podziemna i nadziemna, klaksony aut, zgrzyt tramwajów, przelewające się wszędzie tłumy posługujące się niezrozumiałym, bełkotliwym językiem, powodowały w jej głowie zamęt i pragnienie natychmiastowego powrotu do Polski.
Rozglądając się podczas drogi do hotelu, zrozumiała, że to, o czym jej pisał Jacek w swych nielicznych listach, a co wydawało się tak nieprawdopodobne, jakby mówił o innej planecie, oddawało jedynie znikomą cząstkę tej szokującej rzeczywistości.
„Piekło. Trafiłam do piekła!” – myślała z przerażeniem i pokorą, zrozumiała bowiem, że nie da rady uciec przed karą za swój grzech.
Miłego weekendu,
Agata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz