Małgorzata Gutowska-Adamczyk i Wydawnictwo Nasza Księgarnia zapraszają do lektury!

Wśród książek Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk znajdziecie powieści obyczajowe, historyczne, groteskę, powieść autobiograficzną. Zapraszamy do lektury!



czwartek, 24 lutego 2011

Wywiad udzielony toruńskiej Książnicy Kopernikańskiej

KK: Podobno na spotkania autorskie przynosi Pani babeczki kajmakowe własnego wypieku?

MG-A: Noblesse oblige. Od kiedy pozwoliłam sobie jedną z moich powieści zatytułować "Cukiernia Pod Amorem", czuję się w obowiązku pokazać czytelnikom, że wiem, o czym piszę. Ale jest też inna przyczyna. Spotkania
autorskie są dla mnie ważne, oto mogę spojrzeć w oczy ludzi, którzy poświęcili swój czas, aby wysłuchać, co mam im do powiedzenia. Chcę za to jakoś podziękować, a nic tak nie ociepla atmosfery, jak smakowite wypieki.

KK: W jednym z wywiadów przyznała Pani, że dopiero od niedawna czuje się pisarką, wcześniej była Pani ledwie "autorką". Może to nie najlepiej postawione pytanie, ale w którym momencie autor staje się pisarzem?

MG-A: Wtedy, kiedy sam o tym zadecyduje. Ja latami odkładałam swój debiut, bo nie czułam się na siłach, by walczyć o rząd dusz, jak mawiali romantycy. Uważałam, że nie mam niczego interesującego do powiedzenia. Druga sprawa to warsztat. Teraz, bardziej odpowiedzialnie niż kiedyś, mogę powiedzieć: jeszcze dużo nauki przede mną. Myślę, że to kwestia skromności i pokory wobec wielkich autorów minionych epok oraz czytelników.

KK: Daniel Odija powiedział kiedyś, że pisanie to "wyjaśnianie własnych lęków i zachwytów". Z kolei Mariusz Sieniewicz twierdzi, że pisanie "jest przekorną próbą wytłumaczenia świata". Podziela Pani ich zdanie?

MG-A: Oba te określenia są mi bliskie, ale powiedziałabym prościej: "Pisanie to opowiadanie ciekawych historii".

KK: Nie byłoby pisarki Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, gdyby nie...

MG-A: Wielu z nas, mnie również, przychodzi czasem do głowy, że sama się stworzyłam. A jednak na nasze życie wpływ ma tak wielu ludzi i tyle sytuacji... Kiedy sięgam w najdalszą zapamiętaną przeszłość, przypominam sobie, jak zamęczałam uczennice mojej mamy, aby mi czytały, a potem, zapisywały wymyślone przeze mnie baśnie. Mój debiut jednakże nie był stricte literacki, początkowo pisałam przecież scenariusze. I gdyby ktoś zaproponował mi pracę nad serialem po zakończeniu produkcji "Tata, a Marcin powiedział…", pewnie wsiąkłabym w ten świat. Tak się jednak nie stało. Moim dobrym duchem okazała się przyjaciółka, Iwona Libucha, tłumaczka, która poleciła mnie wydawnictwu Akapit Press. Tam zadebiutowałam, jako autorka powieści "110 ulic".

KK: Zadam banalne i nie lubiane przez twórców pytanie: co Panią inspiruje, co sprawia, że chce się Pani pisać?

MG-A: To się zmienia w czasie. Najpierw był odczuwany przez lata przymus. Jakiś głos wewnętrzny mówił mi, że jedynie pisanie da mi poczucie sensu życia. Próbowałam nie słyszeć tego głosu, dość długo go lekceważyłam, zajmowałam się różnymi innymi rzeczami, jednak w końcu zrozumiałam, że jest silniejszy niż moje lęki, brak umiejętności stworzenia fikcji i skromność wobec literatury, którą zawsze traktowałam bardzo serio. Teraz są to moi wydawcy, którzy zapłaciwszy zaliczkę, mają prawo domagać się wykonania umowy. A inspiracje są wszędzie, trzeba tylko chcieć się na nie otworzyć. Autor patrzy na świat nieco inaczej, szukamy historii, w rozmowach, w lekturach, we własnych przeżyciach. Niczym patchwork, komponujemy opowieść z rozmaitych materiałów pozbieranych w różnych miejscach.

KK: Najpierw były książki dla młodzieży, teraz pisze Pani głównie dla czytelników, którzy naście lat mają już za sobą. Trudno w literaturze zmienić kategorię wiekową?

MG-A: Kompletnie nie, może wreszcie dojrzałam?

KK: Czytelnicy pokochali "Cukiernię Pod Amorem". Po dwie pierwsze części w bibliotekach ustawiają się kolejki, trzecia ukaże się za kilka miesięcy i pewnie też będzie bestsellerem. Co potem? Czwarty tom, po nim kolejne? Nie boi się Pani, że trudno będzie uwolnić się od tej sagi? Będzie Pani miała dość siły, żeby powiedzieć: "Kochani, wiem, że chcielibyście więcej, ale już wystarczy, czas na coś innego"?

MG-A: Między drugim a trzecim tomem "Cukierni Pod Amorem" (który prawdopodobnie ukaże się w październiku), czytelnicy dostali dwie moje powieści: "Jak zabić nastolatkę (w sobie)?" (wyd. Ikar) oraz "Mariola, moje krople" (wyd. Świat Książki), które są zupełnie różne w stylu i formie. Mam nadzieję, że w oczekiwaniu na trzeci tom zechcą do nich zajrzeć.

Po trzecim tomie sagi nastąpi jakaś przerwa, ponieważ na razie nie mam w szufladzie żadnego konkretnego projektu. Czwartego, a tym bardziej piątego tomu sagi na razie nie planuję, ale życzenie czytelników może okazać się sprawcze.
Chciałabym porozmawiać z nimi o tej powieści, dlatego wiosną spotkam się z czytelnikami w kilkunastu bibliotekach, między innymi w Toruniu, Bydgoszczy, Oświęcimiu. Bardzo serdecznie zapraszam na te spotkania!

KK: Nie mogę tego pominąć milczeniem - na pytanie jak chciałaby Pani umrzeć odpowiedziała Pani: "ze śmiechu". Proszę rozwinąć tę myśl.

MG-A: Czy można sobie wyobrazić przyjemniejszy rodzaj śmierci?

KK: Na koniec proszę podać tytuły trzech powieści (niestety, tylko trzech), które według Pani trzeba koniecznie przeczytać. Uzasadnienie wyboru mile widziane.

MG-A: Obawiam się, że nie ma idealnego przepisu na trzy uniwersalne powieści, które sprawdzą się jako duchowe przewodniki zawsze i dla wszystkich. Wybór lektury zależy bowiem od wieku czytelnika. Z czasem dojrzewamy, zmienia się nasz horyzont. Nie warto zaśmiecać umysłu dziecka problemami dorosłych, których i tak nie zrozumie. Dorośli z reguły nie zaglądają do powieści opisujących świat nastolatków i nie ma w tym niczego dziwnego.

Ale nawet, jeśli przyjmiemy regułę dzielącą życie ludzkie na trzy albo nawet cztery etapy, zadanie przyporządkowania trzech powieści każdej z kategorii wiekowych pozostaje nadal karkołomne. Świat się bowiem coraz szybciej zmienia, zmieniają się ludzkie problemy i (niektóre) wartości . Dochodzi do tego, że współczesna młodzież (wiemy to z egzaminów gimnazjalnych) ma zupełnie inne spojrzenie na wartości niż pokolenie dzisiejszych dziadków. Stąd ciągła potrzeba powstawania literatury współczesnej.
Z drugiej jednak strony, o istocie człowieczeństwa powiedziano już niemal wszystko i warto czasem zajrzeć do klasyków, by dowiedzieć się czegoś o ludziach, którzy żyli w świecie rządzonym przez inne reguły.
Z literaturą jest więc trochę tak, jak z butami: mamy różne nogi, bywają różne pory roku, zmienia się również pogoda, ale na każdą nogę i na każdą pogodę jest w bibliotece i na półce księgarskiej odpowiedni but, to książka (niekoniecznie powieść, może zbiorek poezji?), która czeka, abyśmy pozwolili jej być naszym najbliższym przyjacielem.

© Książnica Kopernikańska w Toruniu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz