Witamy serdecznie,
To będzie opowieść o tym jak aura oraz Wydawnictwo Nasza Księgarnia zorganizowały nam ferie zimowe...
Miało być tak:
- 7 dniowy urlop,
- piękna pogoda ze słoneczkiem, mrozem co najwyżej 5 stopni, skrzącym się śniegiem,
- trójka dzieci w samochodzie,
- zestaw nart i sanek w bagażniku w ilości takiej, jak ów zdoła pomieścić.
A było tak:
- urlop pozostał bez zmian,
- mróz postanowił zintensyfikować wysiłki i nawet w słoneczne południa oscylował w okolicy 20 stopni, więżąc nas w domu,
- wydawnictwo Nasza Księgarnia ogłosiło 1 lutego, na dzień przed początkiem mojego urlopu, konkurs na wypieki karnawałowe,
- dodatkowo dotarły do nas paczki z wydawnictwa z "Mateuszkami" oraz "Ellą" dla dzieci i niespodzianka (za udział w konkursie piernikowym)"Serenada" dla mamy.
I zrobiło się pysznie i rozkosznie. Będziemy piec, a co za tym idzie podnosić temperaturę otoczenia. Będziemy zajadać upieczone słodkości, popijać gorącą herbatką i/lub kawką i czytać. Będziemy mieć argument żeby nie wychodzić z domu na trzaskający mróz. Na dodatek uwiecznimy to wszystko na zdjęciach, dobrze się przy tym bawiąc i do zabawy wciągając jedynego męskiego członka naszej rodzinki, czyli męża i tatę, któremu bardzo, ale to bardzo współczujemy, że musi w taki trzaskający mróz co rano opuszczać nasze towarzystwo.
Na pierwszy ogień poszły tzw. pączki angielskie.
Piątek - 3 II 2012 - PĄCZKI ANGIELSKIE.
Składniki:
0,5 kg zmielonego białego sera
0,5 kg mąki
0,5 szklanki cukru
3 łyżki kwaśnej śmietany
2 cukry waniliowe
3 całe jajka
1 płaska łyżeczka soli
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
1 łyżka spirytusu
Zagnieść ciasto, wykrawać szklanką krążki z dziurką w środku.
Smażyć na rumiano jak pączki, gdy ostygną posypać cukrem pudrem lub polukrować.
Lukier: 20 dkg cukru pudru, łyżka soku z cytryny, 3 łyżki gorącej wody.
Można obtoczyć w orzechach, kokosie, udekorować skórką pomarańczową.
Oryginalny przepis zakłada pieczenie tylko oponek zwanych pączkami angielskimi. My jednak, żeby ponownie nie zagniatać ciasta serowego, które to niespecjalnie lubi, oraz z czystego lenistwa uzyskujemy przy okazji produkt dodatkowy, czyli KASZTANKI.
Są to, ni mniej, ni więcej, tylko środki wykrojone ze środka oponek, upieczone tak samo jak one. Uzyskują kształt małych kuleczek i udają małe kasztanki lub małe pączusie.
Obficie je pudrujemy cukrem i możemy dzielnie udawać, że dokonałyśmy dwóch wypieków ;-)
Dygresja nr 1 - w związku z przerywaniem procesu pieczenia czytaniem oraz obserwacją rynku czytelniczego na nielosowo wybranej trzyosobowej próbie w 100% płci żeńskiej w wieku 4-6-10 lat:
dzieci nieodmiennie zachwycają proste ilustracje Juliana Bohdanowicza w "Mateuszkach" czy Hanny Czajkowskiej w "Dzieciach z Bullerbyn" - wydanie kolekcjonerskie.
Podobnie rzecz ma się z ilustracjami pani Anety Krelli-Moch, które bardzo się nam podobały w świetnej książce "13.skrytka" wydawnictwa Literatura.
Na drugi ogień poszły bajaderki.
Poniedziałek - 6 II 2012 - BAJADERKI.
Składniki:
90 dkg pokruszonych ciastek typu herbatniki szkolne - mogą to być równie dobrze, okruszki - pozostałości po wypiekach świątecznych, drobne płatki owsiane a nawet resztki bułki tartej, przy czym ciastek powinno być nie mniej, niż 50 dkg
Zagotować: 0,5 szklanki mleka, 0,5 szklanki cukru, 4 łyżki kakao, 0,5 kostki masła.
Do przestudzonego dodać 4 łyżki mleka w proszku.
Wymieszać.
Dodawać: pół szklanki namoczonych rodzynek, skórkę pomarańczową, 40 dkg gęstego dżemu - najlepiej powideł śliwkowych. Dosypać pokruszone ciastka i wymieszać. Można dodać alkohol.
Lepić małe kuleczki i obtaczać je w kokosie. Według mnie świetnie nadają się na karnawałowe party.
Dzieci uwielbiają je jeść a jeszcze bardziej lepić.
Odsłona trzecia to propozycja mająca przypomnieć zapachy lata a przy okazji pasuje też do błąkających się po karnawale walentynek. W malinowym chruśniaku i tym podobne klimaty...
Wtorek - 7 II 2011 - CIASTO MALINOWE.
4 całe jajka wbić do miski, dodać szklankę cukru oraz cukier waniliowy i utrzeć mikserem.
Wymieszać: 5 łyżek mąki pszennej, 3 łyżki mąki ziemniaczanej oraz łyżeczkę proszku do pieczenia.
Dodawać po łyżce do masy jajecznej.
Roztopić na małym ogniu kostkę margaryny i powoli wlewać gorące do miksującego się ciasta.
Wylać na blaszkę i przesypać malinami - o tej porze roku oczywiście zamrożonymi.
Piec około 1 godziny w temperaturze 150-160 st.
W dokumentacji zdjęciowej maliny jak najbardziej malinowe, prosto z naszego ogródka, z małym przystankiem w zamrażarce, natomiast zieleń liści malinowego chruśniaka oddaje "Ella i przyjaciele".
Dygresja nr 2.
Próbujemy zorganizować naszym dzieciom 4-6-10 lat wyjście do kina, w ramach rozrywki feryjnej. Środek ferii. Region wybitnie turystyczny, gdzie obok tubylców całe mrowie turystów.
No i praktycznie - nie da się!!! W zasięgu ręki łącznie 17 sal kinowych w dwóch dużych "sieciowych" kinach. Repertuar tylko i wyłącznie amerykański. Same hity w 3D.
Konia z rzędem temu, kto przekona 4 latkę żeby przez półtorej godziny trzymała na nosie dziwne okulary. Teoretycznie wszystkie filmy są b.o. Po obejrzeniu zwiastuna "Kota w butach" mam poważne wątpliwości czy film nadaje się dla 4 i 6 latki.
W akcie desperacji tata zabiera 2 najstarsze córki na "Alvina 3".
Zastanawiam się czy moje wymagania są wygórowane czy zbyt odbiegają od komercyjnych realiów współczesności.
Nie mówię, że ma to być coś typu "Pyza na polskich dróżkach" ale poczciwy klasyczny (no i w końcu też amerykański) Kubuś Puchatek byłby chyba ok. Czy żadnej z wielkich sieci kinowych nie stać na
zorganizowanie, w czasie ferii zimowych, choćby jednego seansu na dobę, tego typu? Nawet jeżeli byłoby to mało dochodowe? Czy to by się nie sprzedało?
Organizowane są seanse dla matek z niemowlakami, a jak wspomniane osiągną pion i zdolność samodzielnego poruszania się (niemowlaki oczywiście, nie matki) to zawiesza się je w rynkowej próżni lub jak kto woli, od razu wrzuca na głęboką wodę amerykańskich superprodukcji. To tak tytułem marudzenia. Ale miało być "Piszcie o wszystkim, co wydaje Wam się ważne,(...)".
Ponieważ w przyszły czwartek nie będzie już zimowych ferii, nie będzie urlopu, tylko sam środek całotygodniowego logistyczno-organizacyjnego show pt. "Przedszkole-szkoła-praca-dom", my mamy tłusty czwartek już dzisiaj. Żeby było bardziej nastrojowo od rana pada piękny, puszysty biały śnieg.
Czwartek- 9 II 2012 - PĄCZKI KLASYCZNE.
Mamy z dziewczynami ogromną tremę, ponieważ pączki w naszej rodzinie zawsze robiła moja Babcia, której niestety już zabrakło. Trudno się zmierzyć z taką tradycją i doskonałością, zwłaszcza jak ma się jeszcze w ustach smak tych niebiańskich pyszności, utrwalony przez ponad trzydziestoletni okres smakowania.
Zaopatrzone w babciny przepis i przekonane, że jej czujne oko czule patrzy na nas z góry przystępujemy do pracy.
Podpytuję najstarszą córę - a jak to (pra)babcia robiła???, bo to ona całkiem niedawno z zapałem i radością uczestniczyła w tym kulinarnym procederze. Ja już nie pamiętam jak to dziecinne łapki nakładały dżem i lepiły pączusie.
Składniki:
1 kg mąki pszennej
10 dag drożdży świeżych (można zastąpić suszonymi w odpowiedniej ilości - my tak zrobiłyśmy)
5 łyżek cukru
500 ml mleka
6 żółtek (może być nawet 10)
1 całe jajko
100 g dobrego masła
cukier waniliowy
kieliszek spirytusu
skórka otarta z cytryny
pół łyżeczki soli
Ponadto:
tłuszcz do smażenia
konfitura do nadzienia
cukier puder do posypania
Mąkę przesiać, dodać suszone drożdże. Utrzeć jajo i żółtka z cukrem, dodać mąkę, cukier waniliowy, otartą skórkę, mleko, szczyptę soli i spirytus. Wyrabiać aż ciasto będzie gładkie i lśniące, a na powierzchni ukażą się pęcherzyki powietrza. Użyłyśmy miksera.
Dodać roztopiony tłuszcz, jeszcze chwilę wyrobić. Uformować kulę i zostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia - około 1-1,5 godziny.
Porcje ciasta nabierać łyżką, uformować w ręku małe krążki, nałożyć pół łyżeczki nadzienia, zlepić, uformować kulkę, odłożyć na stolnicę oprószoną mąką. Nakryć serwetką i pozostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu. Około 20 min.
Smażyć w głębokim tłuszczu po obu stronach, na złoty kolor. Wyjąć, osączyć na bibule, posypać cukrem pudrem.
Wychodzi około 30 sporych pączków. Babcia robiła takie zgrabniutkie malutkie - to musimy dopracować.
Oczywiście przy całym zamieszaniu zapomniałyśmy do ciasta dodać soli i spirytusu.
Pieczenie odbyło się więc w lekkim stresie, czy nie napiją się tłuszczu - podobno spirytus ma temu zapobiec.
Ale udało się i wyszły całkiem fajne, mówiąc nieskromnie, zwłaszcza, że pamiętajmy był to nasz debiut pączkowy.
Jakoś tak, z tymi pączkami skojarzyła mi się zrobiona przeze mnie w tym roku nalewka różana.
Co mam powiedzieć? Jesteśmy w szoku! Kiedy Monika przysłała nam mail, rozesłałam go po całym wydawnictwie, żeby wszyscy mogli podziwiać. Nie wiecie, jak bardzo musiałam się wstrzymywać, aby nie wkleić Wam go od razu. Ale jest on godnym zakończeniem karnawału, dlatego wytrwałam!
Moniko, jesteś MISTRZYNIĄ! Dla Ciebie nagroda numer jeden, mam nadzieję, że Agnieszka i Małgosia się nie obrażą.
Przypominam, że nagrody ufundowała Autorka! Od nas otrzymujecie nagrody książkowe.
A ósmego marca znów konkurs, tym razem historyczny. Do tego czasu przejrzyjcie zasoby Waszych rodowych albumów!
Pozdrawiam serdecznie,
Agata z zespołem Naszej Księgarni
Absolutnie zasłużone zwycięstwo - gratuluję!
OdpowiedzUsuńWspaniała opowieść, taka pełna prawdziwego domowego ciepła, aż by się miało ochotę wprosić na kawałek ciasta i nalewkę :)
Cóż mamy powiedzieć? - Dziękujemy ...
OdpowiedzUsuńMonika i spółka
PS Świetna zabawa i niezła frajda te Wasze konkursy ;-)
Prawdziwe cuda pani wyczarowuje! Wielkie brawa i gratulacje:)
OdpowiedzUsuńMarta
Pani Moniko! Jestem pełna uznania tak dla formy, jak i treści! I dla dziewczynek to chyba była fajna zabawa! Dziękujemy bardzo!
OdpowiedzUsuń